niedziela, 1 lutego 2015

ZABÓJCZY LIST

Inspiracją do tego rozdziału był 22. odcinek 2. sezonu serialu Agenci N.C.I.S. pt. SWAK (pl. List)
Zapraszam do czytania :)


***
- Maggie, czy poczta już przyszła? - zapytał ciemny blondyn w średnim wieku. Miał na sobie granatowy garnitur, czarny krawat i włoskie pantofle. Nie lubił takiego stylu, ale wymagała tego jego praca - był wspólnikiem firmy prawniczej swojego wuja. 
- Tak, leży u pana w gabinecie - odpowiedziała sekretarka i uśmiechnęła się tajemniczo. 
Mężczyzna nie wiedział, o co jej chodzi. Wszedł do biura, zdjął marynarkę i po napełnieniu kubka mocną kawą usiadł za biurkiem. Przejrzał pocztę - rachunek, rachunek, zaproszenie na bal charytatywny, rachunek... A na końcu - list. Kartka złożona jak listy w dawnych czasach, tyle, że zamiast wosku, na kopercie był odcisk ust. List był zaadresowany do niego. Nie czekając długo - otworzył. W środku były tylko trzy słowa: Zemsta jest słodka. Mężczyzna nie wiedział, o co chodzi. Zdezorientowany wrzucił list do kosza i zajął się swoją pracą. Gdzieś w głowie ciągle myślał o tych słowach. Potem jednak praca w pełni go pochłonęła.
O 12.00 jak zwykle miał spotkanie z innymi prawnikami. Dzisiaj omawiali sprawę ojca, który rzekomo miał zgwałcić i zabić własną córkę.
- Nasz klient... - zaczął i poluzował krawat. Było mu strasznie gorąco. - Nasz klient... - znów nie dokończył zadania, bo zaczął kaszleć. 
- Mark, może powinieneś iść do lekarza. Wyglądasz okropnie - powiedział zmartwiony wuj. Mark chwilę później jechał firmową limuzyną do szpitala. Całą drogę ledwo mógł złapać oddech. Kiedy mijali ostatni zakręt, był cały siny na twarzy. Po pięciu sekundach nie oddychał...
***

- Proszę samodzielnie przygotować temat Czarna śmierć. Ręczę wam, że każdy wylosuje przynajmniej jedno pytanie z tego działu. Przypominam, że jeśli ktoś nie odpowie na przynajmniej trzy pytania z pięciu, nie wejdzie na  następny wykład. Żegnam. - takim miłym akcentem pożegnał się z nami profesor Jackson.
To był mój ostatni wykład na dzisiaj. Nie poszłam jednak do mieszkania, ale do biblioteki uniwersyteckiej. Miała być otwarta do 19.00, a ja planowałam to wykorzystać. Z automatu, który napotkałam po drodze, wzięłam batonik i puszkę napoju energetycznego, i ruszyłam chłonąć wiedzę. 
Okazało się, że nie ja jedyna wpadłam na ten pomysł. Wszystkie stoliki były zajęte. Wtedy zauważyłam Sherlock'a, który siedział sam. Przysiadłam się do niego, co wzbudziło spore poruszenie wśród części studentów. 
- Siedzenie ze mną nie przysporzy ci popularności.
- Wiem, ale nie mam ochoty siedzieć ściśnięta między nimi wszystkimi. Poza tym, może ja nie chcę mieć masy znajomych? - powiedziałam zadziornie.
- Niedługo i ciebie zaczną nazywać świrem.
- Jakoś to przeżyję - prawda była taka, że zawsze nazywano mnie świrem. Od podstawówki lubiłam czytać książki. Jako jedyna nie zwymiotowałam, kiedy w szóstej klasie kroiliśmy żabę. I miałam fioła na punkcie tajemniczych śmierci. Moja tablica korkowa była pokryta wycinkami z gazet o niewyjaśnionych wypadkach, zaginięciach i tajemniczych grobach. Znajomość z Sherlockiem nie była więc czymś niezwykłym. 
Miałam zacząć wertować książkę o historii dżumy, ale zamiast tego zajrzałam na stronę BBC News. To był błąd, ale też fart. Błąd - nie było mowy o skupieniu się na lekcjach. Fart - była opisana śmierć 30-letniego, zdrowego prawnika. 
- Coś się stało? - zapytał mój towarzysz. Pokazałam mu artykuł. 
- Może to chore, ale uwielbiam takie sprawy - przyznałam się i poczułam, jak robię się czerwona. To musiało zabrzmieć trochę sadystycznie. Sherlock tylko się uśmiechnął i napisał coś w swoim telefonie. 
- Chodź - powiedział i zebrał książki. Ja zrobiłam to samo i wyszłam za nim z pomieszczenia. 
Przed uczelnią czekał czarny samochód. Otworzył drzwi, wsiadł i przywołał mnie ręką. nieco skrępowana usiadłam obok niego. Na przeciwko nas siedział podobny do Holmes'a, ale starszy mężczyzna.
- Sherlock, co to ma znaczyć? Miałeś być sam - powiedział karcącym głosem.
- Potrzebuję kogoś, kto spojrzy na sprawę podobnie jak ja. Lucy to mój starszy brat Microft. 
- Miło mi - powiedział nieszczerze i uścisnął mi dłoń. Ja uśmiechnęłam się sztucznie i nie odezwałam ani słowem. 
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Samochód zatrzymał się niedaleko szpitala, obok limuzyny. Wtedy zrozumiałam, gdzie jestem. I pomyśleć, że mogło mnie to ominąć, gdybym nie przysiadła się do Sherlock'a! 
Wysiedliśmy na świeże powietrze, Microft został w aucie.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - zwrócił się do brata i odjechał.
- Myślałam, że to ty jesteś...trudny, ale twój brat pobija wszelkie rekordy - powiedziałam.
- Też go nie lubię - odparł i uśmiechnął się przelotnie. 
Zajrzeliśmy do auta - było puste i czyste. 
- Policja już tu była i wszystko zebrali. Musimy iść do prosektorium szpitalnego, jeśli chcemy zobaczyć ciało. Myślisz, że nas wpuszczą? - zapytałam.
- Tak, jeśli pokażę im to - odpowiedział i pokazał nakaz podpisany przez jego brata. 
Jak gdyby nigdy nic weszliśmy do pomieszczenia z lodówkami. Większość ludzi poczułaby mdłości z powodu charakterystycznego zapachu i obecności tylu trupów, ale ja czułam się... dobrze. Nie powiem, że jak w domu, bo ty mogłoby wydać się dziwne. 
Patolog nie był zachwycony naszą obecnością, ale pokazał nam ciało. Nie było widać żadnych śladów duszenia, siniaków ani igły. Paznokcie były czyste, tylko usta miał suche i sine. Zazwyczaj to widać po 2-3 godzin po śmierci, ale lekarz twierdził, że takiego mu go przywieźli. Pokazał nam zdjęcia rentgenowskie - żadnych obrażeń. Byłam cała nabuzowana. Pierwszy raz miałam z czymś takim do czynienia! Zazwyczaj wszystko ograniczało się do gazet i rozmowy z ciocią, która była lekarzem sądowym.
Sherlock wysłuchał tego z niecierpliwością i znów podszedł do ciała. Poszłam za nim, zostawiając patologa z raportem o zmarłym. 
- Co o tym myślisz? - zapytał.
- Może został otruty.
- Toksykologia wyszła negatywnie. Według doktorka - dodał.
- Weźmy próbkę z ust i przebadajmy w uniwersyteckim laboratorium. 
- Trzeba zagadać lekarza.
- Zostaw to mi - powiedziałam i wróciłam do patologa. Pytałam o ewentualne zatrucie gazem, acetonem, astmę. Po kilku minutach usłyszałam chrząknięcie i chwilę później byliśmy na dziedzińcu przed szpitalem. Sherlock pokazał trzy próbki - wymaz z ust, z nosa i naskórek z palców. Od razu wezwaliśmy taksówkę. Jednak zamiast do uczelni, pojechaliśmy na Baker Street 221B. 
- Twoje mieszanie? - zapytała, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Weszłam za nim do budynku, a potem na piętro do mieszkania. 
W środku panował chaos, ale podobało mi się to. Na stoliku porozrzucane były notatki, niektóre pospadały na podłogę. Ściana pozalepiana była artykułami z gazet (Nie jestem w tym sama!). Holmes skierował się do kuchni. Tam na stole porozstawiane były probówki, kolby, mikroskop i walało się mnóstwo kartek. 
- Wow - powiedziałam tylko. Sherlock wyjął z szafki drugi mikroskop i usiadł przy nim. Podsunął mi próbkę z naskórkiem, a sam zajął się wymazami. 
Usiadłam na przeciwko niego i zajęłam się swoją próbką. Siedzieliśmy tak w całkowitym milczeniu przez dwie godziny. Nie zauważyłam kiedy za oknem zrobiło się ciemno, a obok mnie pojawiły się trzy puste kubki po kawie. Wtedy zobaczyłam starszą kobietę, która podsunęła mi kolejne 250 ml kofeiny.
- Dziękuję - powiedziałam i znów zajęłam się mikroskopem.
- W ustach i nosie nic - powiedział zrezygnowany Sherlock. W głosie wyczułam frustrację. 
- A ja mam ołów na naskórku.
- Co w tym dziwnego? Może ma ołowiany posążek na biurku. Prawników stać na to.
- Może, ale nawet gdyby go trzymał przez cały dzień, raczej nie miałby go aż tyle. Ze wszystkiego co miał na dłoni, ołowiu było 54%. To trochę dużo. - Sherlock chwilę później siedział przy moim preparacie. 
- Jedziemy do jego biura.
- Nie chcę cię martwić, ale już późno. Wszystko jest pozamykane. Jutro wykłady mamy od 13, więc pojedziemy rano. Do zobaczenia - pożegnałam się i wyszłam. Złapałam taksówkę i wróciłam do ciasnego, akademickiego pokoiku. Zasnęłam myśląc o prawniku. Już cieszyłam  się na jutro!

O 09.00 przed akademikiem czekał na mnie Sherlock z dwoma kubkami kawy. Postanowiliśmy iść pieszo, bo było niedaleko. Poza tym mieliśmy czas, żeby na szprycować się podwójną dawką kofeiny i przegadać, jak dostaniemy się do środka. Stanęło na posłużeniu się papierkiem od Microfta, po raz kolejny. 
Pół godziny później byliśmy w gabinecie. 
- Brak ołowiu na biurku - powiedziałam trochę do siebie. Wtedy zobaczyłam kartkę ze szminką w koszu. Wzięłam ją delikatnie przez rękawiczki i położyłam na biurku. - Sherlock - zawołałam go. 
Obejrzał kartkę ostrożnie i wrzucił ją do woreczka. 
- Policja jest jednak bardziej niekompetentna niż myślałem - powiedział i wyszliśmy. 
Po wykładach nie poszliśmy do niego, tylko do szpitala. Sherlock twierdził, że ma w tamtejszym laboratorium znajomą.
Okazało się, że nie jest zachwycona jego widokiem - próbowała zabić go, rzucając w niego fiolką. 
- Jeśli jeszcze raz zwiniesz mi coś z lodówki albo stołu to przysięgam, że trafię cię czymś większym niż probówka!
- Spokojnie, będę go pilnowała - powiedziałam - Jestem Lucy.
- Molly - odpowiedziała spokojniej. - Trzymam cię za słowo - spojrzała mi w oczy, a potem rzuciła jeszcze jedno nienawistne spojrzenie Sherlock'owi.
- Bierzmy się do pracy - powiedział. 
Pierwsze pół godziny wykłócałam się z nim, żeby złożył odpowiednie ubranie ochronne. W końcu mi się udało, ale Sherlock nie był zachwycony.
- Denerwuje mnie ten szelest.
- Lepiej być zirytowanym niż martwym - odpowiedziałam i zaczęłam badać szminkę z kartki. Po godzinie znalazłam, coś czego się nie spodziewałam.
- Ołów. 
- Co?
- Ołów był w szmince - wyjaśniłam. - Kto robi szminki z ołowiem? - zapytałam sama siebie i po chwili znałam odpowiedź. - Jakaś kobieta chce zemścić się na Marku. Podsyła mu list. Na kartce jest odcisk jej ust, na który potem naniosła ołów. Musi mieć dostęp do środków promieniotwórczych. 
- Ale ołów nie powoduje sinicy. Może najwyżej otruć, a po odpowiednim naświetleniu można zniwelować objawy. To nie tego szukamy - powiedział, ale od razu dodał - Chyba, że został użyty, żeby spotęgować działanie substancji na liście...
- Masz coś - stwierdziłam i zajrzałam do jego próbki. - Znam to... - powiedziałam i pobiegłam do torby. Miałam tam podręcznik o czarnej śmierci. - To pałeczki dżumy, tyle że...
- Zmutowane - dodał Holmes. - Dobry pomysł miałaś z tym ochronnym skafandrem - powiedział. 
Obserwowaliśmy pałeczki przez następne kilkanaście godzin. Doszliśmy do wniosku, że mutacja sprawiała, że dżuma atakowała płuca. Powodowała duszności, problemy z oddychaniem, a w końcu uduszenie. Gorączka i poty to dodatkowe objawy. Stwierdziliśmy też, że przez mutację, same bakterie były słabsze i obumierały po kilkunastu godzinach. Gdyby prawnik Mark był w lepszej kondycji, mógłby teraz żyć. 
Sherlock powiadomił brata, a on odpowiednie służby. 
- Ciekawa jestem, kto go zabił - powiedziałam, kiedy szliśmy w stronę mojego akademika.
- Kochanka.
- Skąd wiesz?
- W gabinecie miał zdjęcie ze ślubu z blondynką i jeszcze kilka innych również z nią. Nie na wszystkich wyglądał na szczęśliwego. Z kolei jego sekretarka jest ruda. W biurze pełno było rudych włosów.
- To chyba normalne, skoro pracują razem - przerwałam mu, co go zaskoczyło. Chyba nie był do tego przyzwyczajony.
- Na kanapie też? Poza tym wystarczyło spojrzeć na nią. Twierdziła, ze jest do niego przywiązana, ale mówiąc to spojrzała w LEWO. - teraz z kolei ja spojrzałam na niego. - W 96 przypadkach na 100, kiedy ludzie szukają czegoś w pamięci patrzą w prawo, a kiedy kłamią  - w lewo. Oczywiście nie mamy stuprocentowej pewności, ale...
- Miała na ustach ten sam odcień szminki, który był na papierze! - powiedziałam.
- Tego nie zauważyłem - mruknął ze zmarszczonymi brwiami. - Chciałem powiedzieć, że ludzie Microfta to zbadali i wszystko wskazało na nią. Ale z tym odcieniem też nieźle wydedukowałaś.
- Dzięki - uśmiechnęłam się. - Może skoczymy na piwo?
- Ja stawiam - odpowiedział i skręciliśmy do pubu za rogiem.






________________
Mam nadzieję, że się Wam podobało :)
Długa myślałam nad tematem, a wczoraj obejrzałam Agentów N.C.I.S. i wiedziałam, o czym chcę napisać :)
Mam jeszcze pytanie: Czy podoba Wam się, że 'zbrodnia' jest na początku, a potem opowieść Lucy czy mam może coś zmienić? 
A jeszcze jedno :) Czy rozdział nie jest zbyt krótki? Pisałam go dzisiaj w pośpiechu, bo za moment wyjeżdżam (przepraszam za ewentualne błędy czy literówki). Następne postaram się pisac dłuższe ;)
Czekam na opinie :)
~Hania

2 komentarze:

  1. Już uwielbiam tego bloga! Jest idealnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach! Nie mogłam się doczekać na pierwszy, ale jak go zobaczyłam to oszalałam.
    Cudny :* Pisz tak dalej, a będziesz miała stałe grono czytelniczek :D <3

    OdpowiedzUsuń