Rozdział na podstawie opowieści, którą usłyszałam od znajomego i trochę zmodyfikowałam :)
Nie mam pojęcia na ile była ona prawdziwa, bo kolega ma predyspozycje do przerysowywania WSZYSTKIEGO :D szczególnie takich historii ;)
***
Annabeth zmęczona wracała z pracy. Miała do przejechania jeszcze 50km przez las. Za oknami było już ciemno, a w około nie widać było nic oprócz gęstej mgły. Nie należała do strachliwych osób, ale mimo to ściszyła radio i patrzyła uważnie na drogę. Nie lubiła jeździć nocą.
W głośnikach słyszała ostatnie dźwięki piosenki zespołu The Rasmus, gdy nagle na poboczu ujrzała postać człowieka. Serce zaczęło bić jej szybciej, ale po chwili opanowała się i zatrzymała samochód. Drzwi otworzył wysoki przystojny mężczyzna ubrany w czarny prążkowany garnitur i płaszcz. W ręku trzymał skórzany neseser i uśmiechał się przyjaźnie, i trochę tajemniczo.
- Czy byłaby pani tak miła i podwiozła mnie do najbliższego miasta? Samochód zepsuł mi się kilka kilometrów wcześniej i padła mi bateria w komórce. Nie miałem jak zadzwonić po pomoc drogową - powiedział przepraszającym głosem.
Annabeth kiwnęła głową i mężczyzna wsiadł na miejsce pasażera. Po chwili samochód ruszył. Żadne z nich nie odezwało się słowem przez początek podróży. Kobieta była zaintrygowana. To dziwne, że tak ubrany mężczyzna czeka na autostop... I że padła mu bateria? Za dużo biegów okoliczności. Przez te myśli znowu zaczęła panikować. Wzięła kilka głębszych wdechów i starała się uspokoić. Przekonywała się, że to zwykły przypadek. Za kilka kilometrów ten mężczyzna wyjdzie z samochodu, a ona więcej już go nie zobaczy. Nagle usłyszała lekko zachrypnięty głos. Wiedziała, że należy do jej towarzysza, ale był inny...
- Wie pani co? Pięknie wyglądałaby pani w trumnie... - Annabeth czuła serce w gardle. O czym ten facet mówi? Jest NIENORMALNY! - Taka blada, spokojna, jak porcelanowa lalka - mówiąc to, wyciągnął z teczki tasak kuchenny.
Annabeth zatrzymała gwałtownie samochód i zaczęła szarpać się z pasem bezpieczeństwa. Przez panikę, nie mogła go odpiąć, a mężczyzna tylko się śmiał. Pochylił się nad nią:
- Może pomogę... - szepnął i odpiął pas.
Annabeth przerażona nacisnęła klamkę, ale nim zdążyła wystawić nogę za drzwi poczuła rwący ból w plecach, potem kolejny i następny...
W głośnikach słyszała ostatnie dźwięki piosenki zespołu The Rasmus, gdy nagle na poboczu ujrzała postać człowieka. Serce zaczęło bić jej szybciej, ale po chwili opanowała się i zatrzymała samochód. Drzwi otworzył wysoki przystojny mężczyzna ubrany w czarny prążkowany garnitur i płaszcz. W ręku trzymał skórzany neseser i uśmiechał się przyjaźnie, i trochę tajemniczo.
- Czy byłaby pani tak miła i podwiozła mnie do najbliższego miasta? Samochód zepsuł mi się kilka kilometrów wcześniej i padła mi bateria w komórce. Nie miałem jak zadzwonić po pomoc drogową - powiedział przepraszającym głosem.
Annabeth kiwnęła głową i mężczyzna wsiadł na miejsce pasażera. Po chwili samochód ruszył. Żadne z nich nie odezwało się słowem przez początek podróży. Kobieta była zaintrygowana. To dziwne, że tak ubrany mężczyzna czeka na autostop... I że padła mu bateria? Za dużo biegów okoliczności. Przez te myśli znowu zaczęła panikować. Wzięła kilka głębszych wdechów i starała się uspokoić. Przekonywała się, że to zwykły przypadek. Za kilka kilometrów ten mężczyzna wyjdzie z samochodu, a ona więcej już go nie zobaczy. Nagle usłyszała lekko zachrypnięty głos. Wiedziała, że należy do jej towarzysza, ale był inny...
- Wie pani co? Pięknie wyglądałaby pani w trumnie... - Annabeth czuła serce w gardle. O czym ten facet mówi? Jest NIENORMALNY! - Taka blada, spokojna, jak porcelanowa lalka - mówiąc to, wyciągnął z teczki tasak kuchenny.
Annabeth zatrzymała gwałtownie samochód i zaczęła szarpać się z pasem bezpieczeństwa. Przez panikę, nie mogła go odpiąć, a mężczyzna tylko się śmiał. Pochylił się nad nią:
- Może pomogę... - szepnął i odpiął pas.
Annabeth przerażona nacisnęła klamkę, ale nim zdążyła wystawić nogę za drzwi poczuła rwący ból w plecach, potem kolejny i następny...
***
- Ja tylko mówię, że to nienormalne! - powiedziałam po raz kolejny.
- A ja po raz kolejny mówię: to niepotrzebna informacja, która zaśmiecałaby mój umysł - bąknął Sherlock.
Od pół godziny próbowałam go przekonać, że dość istotny jest fakt, że Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie odwrotnie. Wbrew pozorom nie było to łatwe zadanie. Kiedy Holmes się na coś uprze, ciężko mu wytłumaczyć, że jest inaczej.
- Dobra, poddaję się. To chciałeś usłyszeć? - powiedziałam wkurzona. Czasami mam go po dziurki w nosie. I ta jego spostrzegawczość! Dzisiaj jak tylko mnie zobaczył, wiedział, co jadłam na śniadanie, że pokłóciłam się z mamą przez telefon i zarwałam noc ucząc się na dzisiejsze zajęcia.
- Jesteś zła - stwierdził.
- Tak.
- Czemu? - zmarszczył brwi.
- Ty mi powiedz - warknęłam, a on zrobił zdziwioną minę. Po tych kilku tygodniach znajomości wiedziałam, że nie ogarnia sfery uczuciowej ludzi. Zna wzór chemiczny adrenaliny (jakby to było bardziej istotne od odkrycia Kopernika!), ale nie ma w nim za grosz empatii. Kiedy ktoś płacze, Sherlock jest nie wzruszony. Nie rozumie, że w tym momencie jestem zirytowana przez niego. I nie mam zamiaru go teraz uświadamiać.
- Nie wiem. Wiem, że jesteś poirytowana, ale dlaczego? Bo uważam "prawa kosmosu" za nieważne? - zapytał lekko rozbawiony.
- Bo jesteś uparty jak osioł - powiedziałam i wstałam z ławki. Sherlock za mną nie poszedł.
Ruszyłam w stronę kawiarenki obok uczelni. Serwowali tam niesamowite espresso. Przy okazji kupiłam ciasteczko z morelą.
Dzisiaj czekał mnie jeszcze jeden wykład z najnudniejszym profesorem na uniwersytecie. Potrafił nas uśpić opowiadając o Kubie Rozpruwaczu - to się nazywa talent!
Kiedy wychodziłam z budynku, oślepiło mnie słońce, które wyjrzało zza chmur i nie zauważyłam progu. Oczywiście się potknęłam i moja kawa wylądowała na chodniku. Byłam przygotowana na podobny los, ale zamiast betonu, poczułam drapiący materiał płaszcza.
- Mamy sprawę - usłyszałam podekscytowany głos. - Kawę kupię ci po drodze.
- A co z zajęciami Marlow'a? Nie daruje nam tego.
Sherlock zamyślił się na moment i zniknął w aptece. Wrócił po minucie z bandażem ręku i już wiedziałam co się szykuje. Westchnęłam tylko i usidłam na ławce niedaleko. Obwiązałam sobie nogę w kostce i oparta jedną ręką o przyjaciela "kuśtykałam" w stronę uczelni.
Marlow zwolnił nas z zajęć bez problemu i dziesięć minut później siedziałam obok Holmesa, na przeciwko... Holmesa.
Microft opowiedział o zabójstwie, a Sherlock wyglądał jakby dopiero co dostał wymarzony prezent pod choinkę. To trochę przerażające, że tak się cieszy... Ale z drugiej strony można się do tego przyzwyczaić.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, samochód Microfta od razu zniknął. Przy aucie ofiary wciąż kręciła się policja. Sherlock nie wyglądał na zadowolonego.
- Patrzcie, świr przyjechał - powiedziała z pogardą mulatka z kręconymi włosami do ramion. - I przyprowadził dziewczynę. Jak słodko - zagruchała, a wiedziałam, że już jej nie lubię.
- Fakt, że tu jesteśmy, znaczy, że WY nie dajecie sobie rady. Jaka szkoda - powiedziałam, zanim pomyślałam, a Holmesowi uniósł się delikatnie kącik ust. Wiem, że go rozśmieszyłam.
- Witaj Donavan, to moja przyjaciółka Lucy. Lucy, to sierżant Donavan - przedstawił nas sobie, ale żadna z nas nie uniosła ręki, ani nawet nie kiwnęła głową. - Gdzie ciało? - zapytał zniecierpliwiony.
Mulatka tylko kiwnęła głową w stronę auta. Podeszliśmy tam. Najpierw przeżyłam szok - pierwszy raz widziałam tyle krwi w jednym miejscu.
- Czy ktoś ją ruszał? - zapytał Holmes.
- Ja. Żeby zebrać odciski palców - odezwał się mężczyzna za mną.
- Znalazłeś jakieś? - szybko dodał Sherlock.
- Nie.
- W takim razie jesteś idiotą - powiedział i znów odkręcił się do auta.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, a facet zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Obeszłam samochód i zajrzałam do środka od strony pasażera. Na wycieraczce były ślady błota. Zrobiłam zdjęcie i wzięłam trochę próbek. Odkąd zaprzyjaźniłam się z Sherlockiem, noszę wszędzie ze sobą kilka fiolek i plastikowych pudełeczek.
- Facet siedział obok - powiedziałam, a on od razu mi przerwał.
- Skąd wiesz, że facet?
- Po odciskach butów na wycieraczce - odpowiedziałam i ciągnęłam dalej - Musieli jechać razem. Nie widać śladów walki w samochodzie... - mówiłam, a patolog zabrał ciało. Wysiadłam szybko, założyłam zielony fartuch, żeby nie ubrudzić ubrania i usiadłam na miejscu kierowcy. Sherlock już siedział obok.
- On wyjął nóż... Dlaczego w plecy?
- Chciała uciec... Czy drzwi kierowcy były otwarte? - zapytałam, a Donavan przytaknęła. - Wysiadała, a on zadał trzy ciosy w plecy - dokończyłam, a Sherlock dźgnął mnie długopisem w trzy miejsca: obok łopatki, kilka centymetrów niżej i bardziej z boku przez żebra.
- To nie były śmiertelne cięcia... Wykrwawiła się.
Spojrzeliśmy na siebie.
- Sprawdźmy klamki. Jeśli nie miał rękawiczek, na pewno zostawił jakiś ślad.
Po pięciu minutach kłóciliśmy się, kto ma iść do Donavan po zestaw do zbierania odcisków i nagle mnie olśniło. Wyjęłam z torebki puder do twarzy i zerknęłam na Sherlocka. Było warto - pierwszy raz widziałam go szczerze zdziwionego. Uśmiechnęłam się i dmuchnęłam na pudełko. Drobinki opadły na klamkę. Teraz taśma i mamy odciski!
- To było niezłe - powiedział i schował taśmę do plastikowej saszetki.
Godzinę później siedzieliśmy w laboratorium Molly. Gdy Holmes oglądał błoto pod mikroskopem, ja miałam czas pogadać z jego znajomą. Dowiedziałam się, że na Sherlocka od trzech lat, w domu ma trzy koty i nie ma szczęścia do facetów.
- To tak jak ja - powiedziałam. - Myślałam, ze na studiach kogoś poznam, ale oprócz tego tu, nie mam żadnych znajomych - powiedziała wskazując na Holmes brodą.
- Ten tu cię słyszy. I z tego co pamiętam ostrzegałem cię, że siedząc ze mną, nie będziesz najpopularniejsza na uczelni.
Westchnęłam tylko i podeszłam do niego.
- Masz coś?
- Błoto. Piach. Mech. Musiał stać w lesie i czekać, aż ktoś będzie jechał. A odciski i tak musimy przekazać policji. Nie mogę włamać się do ich bazy danych.
- Widocznie po ostatnim razie ulepszyli ochronę danych - powiedziała zgryźliwie Molly.
- Po ostatnim razie? Nie, nie chcę wiedzieć - powiedziała, kiedy Holmes chciał się ze mną podzielić swoim doświadczeniem w hakowaniu policji. - Im mniej będę wiedziała, tym lepiej dla ciebie - uśmiechnęłam się.
Wieczorem odprowadził mnie do akademika, a sam złapał taksówkę. Sama szykowałam się na kolejną zarwaną nockę - nie byłam przygotowana na jutrzejsze zajęcia. Dobrze, że to będzie piątek.
Następnego dnia z piątym kubkiem kawy spacerowałam z Molly po pobliskim parku, gdy Sherlock badał po raz kolejny błoto. Rozmawiałyśmy o naszych ulubionych zespołach, kiedy pod budynek laboratorium podjechał radiowóz. Skierowałyśmy się w tamta stronę. Sherlock już był przy aucie, cały w skowronkach.
- Kolejne morderstwo - powiedział zanim Doavan otworzyła usta.- Ta sama sytuacja, brunetka, ale kilka kilometrów dalej. A odciski pasują do Autostopowicza. Ten facet w pięciu miastach zabił po trzy kobiety, brunetki, które wzięły go do swojego auta. A ja wiem jak go dorwać - dodał na koniec i popatrzył na mnie wyczekująco.
Poczułam jak żołądek skręca mi się kiedy dotarło do mnie co mu chodzi po głowie. Czy byłabym w stanie to zrobić? A jeśli ten psychopata coś mi zrobi? Jeśli...
- Zgoda - słowo samo wyrwało mi się z ust. Molly patrzyła przerażona to na mnie to na niego.
- Chyba nie chcesz pozwolić jej...!
- Przecież cię zgodziła - powiedział i pociągnął mnie za łokieć. Opowiedział dokładnie jaki ma plan. Było w nim mnóstwo luk i gdybania, ale przecież to Sherlock Holmes! Co może pójść nie tak?
Siedząc w samochodzie nie byłam już taka pewna, jak wtedy. Niby na tyle pick-upa siedziała Donavan i jeszcze jakiś policjant, a za fotelem schowany był Sherlock, ale i tak czułam się osamotniona jako przynęta i możliwa ofiara.
Nie myśl tak! - zbeształam samą siebie.
Przez okno nic nie widziałam z powodu mgły. Nagle, niedaleko miejsca ostatniego zabójstwa, zobaczyłam czarną sylwetkę mężczyzny. Serce czułam w okolicy żołądka i wstrzymałam powietrze.
- Oddychaj - odezwał się tylny fotel,a ja posłusznie wypuściłam zawartość płuc i zatrzymałam się niedaleko seryjnego mordercy.
- Czy byłaby pani tak miła i podwiozła mnie do najbliższego miasta? Samochód zepsuł mi się kilka kilometrów wcześniej i padła mi bateria w komórce. Nie miałem jak zadzwonić po pomoc drogową - powiedział przepraszającym głosem.
Kiwnęłam głową i chwilę później znów jechałam. Nie zagadywał mnie, ja też nie miałam zamiaru. Wiedziałam, co trzyma w neseserze i przyprawiało mnie to o ból głowy. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wyglądał jak morderca-psychopata, ale jak porządny i przystojny mężczyzna. Teraz rozumiałam, jak udało mu się zabić tak wiele niewinnych kobiet.
- Wie pani co? Pięknie wyglądałaby pani w trumnie... - O nie! O nie! O NIE! - Taka blada, spokojna, jak porcelanowa lalka - mówiąc to, wyciągnął z teczki tasak kuchenny.
Zatrzymałam gwałtownie samochód. Nie miałam zapiętych pasów, więc byłam gotowa do ucieczki. Nasz plan zakładał, że Sherlock go chwyci od tyłu, gdy ja będę wyskakiwać z auta. Jednak zaklinował się, próbując wstać. Nie miałam zamiaru czekać. Otworzyłam drzwi i już prawie byłam na zewnątrz, gdy poczułam ukłucie w środek pleców. Potem leżałam na asfalcie i skręcałam się z bólu. Słyszałam szarpaninę i przekleństwa w samochodzie, a sama odlatywałam. Kątem oka zobaczyłam jak klęka obok mnie postać w czarnym, długim płaszczu.
- Lucy, patrz na mnie! Anderson, dzwoń po karetkę. - zerwał szalik z szyi i docisnął do moich pleców. - Lucy!
- Mamy go? - szepnęłam.
- Tak - usłyszałam.
Kiedy się obudziłam wokół było biało, a przez szybkę w drzwiach widziałam jak Molly wydziera się na Sherlocka, który miał stoicki wyraz twarzy i nie próbował jej przerwać. Kiedy zerknął przez okienko i mnie zobaczył, uśmiechnął się i chyba widziałam w jego oczach ulgę. CHYBA. Z nim nigdy nic nie wiadomo.
_________________
Długo się pisał, ale jest :)
Leżę chora w domu, więc miałam czas go dopracować
Mam nadzieję, że się Wam podobał ;)
~Hania